12. Wchodzimy, żeby odczytywać, od zdziwienia idąc ku zdziwieniu.


Poszłyśmy spać. Położyłyśmy się do łóżek, odmówiłyśmy kompletę, myłyśmy zęby (każda swoje). Wzięłyśmy prysznic, każda osobny.

Wybrałam na dziś tę achronologiczną formę opisu, by nie przynudzić za bardzo, aby nie skondensować niesamowitości ostatniej doby na wstępie, ale zostawić coś na deser.

dla zmyłki fotka z rana: Emilkę nawet pyszna kawusia nie powstrzymuje przed spankiem

Kolacja składała się z jajecznicy [JAJÓWY] bo pomimo, że prawo kanoniczne działa terytorialnie i piątkowa wstrzemięźliwość tu nie obowiązuje, my kombinujemy wegetariańskie strawy w dniu postnym. Do tego pyszna brunchetta w wykonaniu Oli (to nasz wspólnotowy CHEF, jak przedstawiła niegdyś Ania Olę siostrze Joyful). Przyszłyśmy na tąże kolację bezpośrednio z biura, w którym zostałyśmy „po godzinach”, by porozmawiać z Anetą z naszego koła, która już od ośmiu miesięcy jest na misji w Boliwii!

zupełnie inne strefy czasowe – u nas po dwudziestej pierwszej, tam pora obiadowa

Wcześniej całe popołudnie i wieczór pracowałyśmy w sekretariacie – olbrzymia góra książkowa pozycji do zarchiwizowania i zaksięgowania jest już malutką garstką, którą planujemy lada dzień rozbroić z niewiadomych doszczętnie.
Biurowa praca popołudniu jest szczególnie męcząca, podwójnie w kontekście wyczerpującego poranka, do którego powoli zmierzamy , ale nowych sił fizycznych – a przede wszystkim duchowych – dostarczyła nam godzinna przerwa, w trakcie której uczestniczyłyśmy w Eucharystii po włosku w bazylice papieskiej Santa Maria Maggiore, co znaczy, że patronką jest Matka Boża Większa. I na tym fragmencie nasz codzienny urywek z pamiętnika mógłby się się skoczyć, gdyż nic nad Eucharystię spotkać ani doświadczyć nie mogłyśmy, jednakże jest ona bazą codzienności podczas doświadczeń misyjnych, a nie wszystko nią przecież jest, więc nie do końca wprost proporcjonalnie do wartości i istotności danego wydarzenia w ciągu dnia poświęcamy temu obszar tekstowy, warto wziąć ten fakt pod uwagę zaczytując się w naszej grafomanii (no albo ją hejtując, XD, wiadomix). Tak sobie pomyślałam, by podzielić się z Czytelnikami tą może i oczywistą refleksją.

KTOŚ: znam dobrze polski, jeden z najtrudniejszych języków świata. TEŻ KTOŚ:


Podczas wczorajszej pracy miałyśmy też pierwsze bliższe zetknięcie z tutejszym skanerem, który to już niedługo stanie się naszym niezbędnym amico wobec nowych zadań w sekretariacie. Ale to tym pewnie jeszcze nie raz i nie dwa. A wciąż klikamy tabelki, szukamy Imprimatur, odnajdujemy autorów i zaczytujemy się w e-mailach z poprzednich dekad, na podstawie których szacujemy wkład Zakonu Sióstr św. Piotra Klawera w pozyskanie danych egzemplarzy. I wiele tym podobnych niebanalnych zadań, generalnie dzień jak codzień ;)))

„kurka, to może dostały w prezencie?”

Ze spraw wcześniejszych, które miały miejsce pomiędzy pracą a pierwszym budzikiem, który chwilę po piątej optymistycznie ogłosił naszemu kurnikowi cud nowego dzionka, warto wspomnieć o praniu, które w tzw. międzyczasie ogarnęłyśmy. I właśnie je zdejmując, Emilka prawie jumnęła koszulkę siostry, którą się jej spodobała (a była pewna, że to którejś z nas).

takie tam rozcinanie mojej głowy na pół przez panią prezes


I teraz, spacerując w ówczesnej przedpołudniowej czasoprzestrzeni i obserwując niczym w lustrze nasz parunastokilometrowy* spacer dość okrężną drogą na naszą Via dell’Olmata z Watykanu, lądujemy w miejscu, o którym chciałabym napisać wiele, ale najwięcej wyrazi milczenie – najszczersze wobec pewnych imponderabiliów. Byłam w kilkudziestu, jeśli nie kilkudziesięciu muzeach w mym dwudziestojednoletnim życiu, zaś żadne nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak Muzea Watykańskie, do których wyszłyśmy od sióstr o siódmej pomimo otwierania muzeów o dziewiątej. Niezaprzecznie warto było zrywać się przed świtem, choć i tak nie udało nam się ominąć szumnych tłumów. (Uczciwie przyznam, że niemalże godzinę spędziłyśmy na szukaniu aktualnie właściwego wejścia). 

Tak było, nie zmyślam.

Tuż przy st00pkach Adama jest KITKU!


Poeci próbują uchwycone w ręce impresje czy nieme okrzyki wydobywające się z rzeźb przetłumaczyć na język werbalny, którego skrawkami częstują w najmniej oczekiwanych momentach. Skorzystam z tej niepisanej zasady podrzucając parę fotografii naszego zwiedzanka oraz coś tam jeszcze może.

Każda z nas się w tym miejscu zatrzymała na dłuższą chwilę.
Ach, cóż za perfekcyjny skręt!
Kiedy przez 15 min bez ani jednej przerwy uczyłeś się na kolokwium.
W ręku baranek, na głowie badylek – znaczy co?
Znajdź Papieża wśród papieży.
Poczta dla Watykanki – nic, tylko teraz zdobyc to obywatelstwo.
Czy wiesz, że… w skład Muzeów Watykańskich wchodzi również Muzeum Misyjne?
Emilka w swoim żywiole
Mam wrażenie, ze byłam jedyną osobą na pełnej sali, która nie koncentrowała sie wyłącznie na Szkole Ateńskiej Rafaela, ale zachwyciła sie również drugim, wedle mej skromniutkiej opinii, bardziej wyrafinowanym freskiem.
Nie wolno było fotografować, więc załączamy pic z internetu.


Jednym z najpiękniejszych momentów tego wyjazdu było dla mnie wspólne odczytanie adekwatnego fragmentu Tryptyku Rzymskiego autorstwa św. Jana Pawła II, wpatrując się we freski w Kaplicy Sykstyńskiej. Załączamy fragmencik:

«W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy» —
	mówi Paweł na ateńskim Areopagu —
Kim jest On?
Jest jak gdyby niewysłowiona przestrzeń, która wszystko
	ogarnia —  
On jest Stwórcą:
Ogarnia wszystko powołując do istnienia z nicości
	nie tylko na początku, ale wciąż.
  Wszystko trwa stając się nieustannie —  
  «Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało».
Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się
	ze Słowa.

Fotek nieopisywalnego 5nie mamy, bo nie wolno było, ale nawet dość się zgadzam z Goethem, że kto nie widział Kaplicy Sykstyńskiej, ten nie może mieć pojęcia, do czego zdolny jest tylko jeden człowiek, Michał Anioł. Choć wszyscy wiemy, że nic z siebie;))

pfff, tyle pogaństwa w takim porządnym muzeum, no kto to widział ;))
poprosimy memy

Kończę, bo internet się kończy i możliwości pisania – zostawiam Was dziś z utworem zainspirowanym Tryptykiem Rzymskim Wojtyły, który to zainspirowany jest Kaplicą i słynnym freskiem, o którym wszyscy wiemy, więc nie trzeba już wspominać.

„Zdumiewając się, wciąż się wyłaniał z tej fali, która go unosiła…”

Śpijcie dobrze.

Anulka, Matka Założycielka Zakonu Gorzelanek

PS Tytuł to cytat.


*ostatnio często robimy po dwadzieścia parę kilometrów dziennie, a wczoraj już przed obiadem mieliśmy na liczniku ponad dwadzieścia jeden tysięcy i trzysta siedemdziesiąt parę kroków, jeszcze jak!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *