25. Arrivederci

Czy wszystko co dobre, szybko się kończy to pewności nie mam, ale w przypadku doświadczenia misyjnego w Rzymie było tak bez dwóch zdań. Kurka-rurka, przecież dopiero co sprawdzałyśmy na google maps, jak daleko od Watykanu znajduje się St Maria Maggriore, a teraz droga ta znana jest nam w odcieniach spokojnych, skrótowych, szybkich, w biegu, w słońcu, w deszczu, w szerszym towarzystwie i w naszym bardzo wąskim, rano, wieczór, we dnie, w nocy nawet ciut.

Wspaniały to był czas, nie zapomnę go nigdy. Ale ja tu sobie gadu gadu, a ostatni dzionek w kraju ballad romantycznych zagryzanych pizzą na cienkim sam się nie opisze.

Ostatni nocny spacer. Tęskno będzie za tym miejscem.

Zawsze trudno wyznaczyć moment początku dnia, gdy wieczór zamieni się w świt tak błyskawicznie, że już na sen nie będzie miejsca. Niełatwo więc i dziś uwypuklić mi moment skrajny, rozpocząć akapit epilogu w tym naszym niezbyt tajnym pamiętniku, ale może wspomnę, że po ostatnich (już nocnych!) pożegnaniach z najbliższymi nam siostrami, rozpoczęła się sążniejsza akcja #PAKOWANIE oraz jeszcze potężniejsza #SPRZĄTANIE.

Dostałyśmy od Siostry Kingi afrykańskie pani!

Niskociśnieniowcy mogliby tej nocy oddawać krew bez wypijania już kaw (si, to o mnie), bo podbijało zapewne owo p=F/s każde wyświetlenie wagi walizkowej (pożyczonej spontanicznie od kochanego x. Dawida, którego serdecznie pozdrawiamy, jeśli jakimś cudem właśnie to czyta)! Chciałoby się rzec: nie mów, że znasz adrenalinkę, jeśli nigdy po dopakowaniu do bagażu szczoteczki do zębów – na którą nie ma już miejsca nawet w kieszeniach bocznych na napoje bagażu podręcznego ani w wypakowanych po harcersku, a raczej po brzegi kieszeniach wszystkich siedmiu warstw – nie miałaś/ nie miałeś już za dużej wagi swego bagażu. Ostatni taki stres miałam w lutym, gdy obserwowałam, czy wyłania się druga kreska na moim teście ciążo, tj. koronawirusiwym, yhy

Cóż za emocje! W takich momentach niezbędny okazuje się śmiech, w którego my całe szczęście byłyśmy zaopatrzone zapasy. Choć nie obyło się również bez wzruszeń i tęsknot wynikających z końca, lecz jeszcze nie ostatecznego. Bo przyświeca nam myśl, że przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu!

i drogi, i dogi

A przede wszystkim nadzieja, że przecież Ojciec wie, czego nam trzeba, więc uzasadniona jest nadzieja na powrót do Wiecznego Miasta.

Ptaki już się budziły i zapraszały nas na ostatni w tym sezonie włoski koncert, gdy Ola wynosiła śmieci, Kasia przepakowywała bagaże, Emilka robiła coś innego sensownego (czyż spanko do takich nie należy? https://youtu.be/MtSxv4t8mvg ), a ja myłam lustro w łazience. Rzymskimi gazetami oczywiście.

O 3.45 nasz szalony dżip (nie no, inaczej ten gruchot się nazywa, ale czy gdyby różę nazwać inaczej, nie pachniałaby tak samo?) był już do pełna zapakowany, a Siosta Iwona częstowała nas jabłkiem.

Podróż na lotnisko poszła żwawo, Ola nie spała, rozkoszując Sister pogawędką. Wpół do piątej, gdy szarość nieba zdobyła dominację nad nocną czernią, kierowałyśmy kroki na lotnisko, na którym ostatnio spędziłyśmy pełen ekscytacji czas oczekiwania na znikający bagaż.

Odprawy nie robiłyśmy teraz, bo załatwilysmy to jeszcze w Poznaniu, w tym momencie przypominamy ważną prawdę, że ANDRZEJ JEST SUPER. Po zdaniu bagaży ucięłyśmy sobie jeszcze krótką drzemkę, Emilka miała wartę.

I podobno było jakieś opóźnienie samolotu, ale ja znam tę prawdę jedynie z opowieści, bo w czasie przygotowania do lotu już wędrowałam po słodkiej krainie snów o estetyce podobej do ulotek Świadków Jehowy.

mniej więcej takie

Gdy chciałam porobić zdjęcia (to już nie przez sen), całe niebo było w chmurach. Jedynie co mogę ciekawego zamieścić ku pokonaniu algorytmów – które i tak na wordpressie nie mają dużo do gadania XD – to widoki z samolotu sprzed miesiąca, gdy rozpoczynałyśmy to niebanalne doświadczenie.

I powrót na ziemię. Świat bez maseczek, ZIMNO, a kawusia taka jakaś nijaka (i piszę to ja, agnokawożka.). No, i wszyscy mówią po polsku, masakra. Już nie można robić sobie beki z tego wszystkiego, co w anonimowym Rzymie było codziennością. Ooops.

Potem szybki autobus do Modlina, jeszcze szybszy pociąg do Warszawy, a tam… oczekiwanie na pociąg do Poznania. Czas na nadrabianie deficytów snu, a także dobrą lekturę! (pozdro Tomek)

A w międzyczasie… jak określił Starszy Oficer Filip, zastępujący Olę jako Kapitana AKM-u podczas tejże emigracji:

Zgodnie ze statutem AKMu z 1927r. rozd. 3 paragraf 5: „po powrocie królowej AKMu do kraju wszyscy winni się cieszyć i radować, zastępca królowej ogłasza to telegramem, telefonem lub listem”.

I swą radość kilku kolegów postanowiło objawić poprzez pomoc w noszeniu walizek, więc na dworcu czekali na nas Filip, Michał oraz Tomek, który przebywa akurat w Poznaniu parę dni! Dobrze było wrócić, aby znów doświadczyć wspólnoty Koła.

A Emilce Rodzinka zrobiła niespodziankę i nagle znaleźli się wśród nas Jej brat, bratowa oraz trzyletnia bratanica! Ależ była radość!

wygląda jak fotomontaż

I żegnające się (W imię Ojca…) Emilia, Kasia, Ola i Ania nadziwić się nie mogły, wszak jak to teraz będzie funkcjonować bez pozostałego trio? Ale jakoś żyjemy, dziękując Bogu każdego dnia (przynajmniej dotychczas, heh) za tak dobry czas, któregośmy niegodne, ale Miłosierdzie Boże właśnie takie jest.

I rzekł do nich: «Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka».

z Liturgii Słowa, pierwszej od miesiąca nie w rzymskiej wspólnocie 🙁

Chwała Panu!

A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *