21. Jam Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała!

Sepulcrum Christi viventis: et gloriam vidi resurgentis.

Bo ta niedziela rozpoczęła się trochę szybciej niż wszystkie inne (no, chyba że ktoś odmawia brewiarz – pozdrawiam czytających naszego bloga kapłanów, a także siostry zakonne). Już kilka minut po dwudziestej drugiej spacerowałyśmy przez Plac Świętego Piotra, kierując się z bazyliki ku naszej Via dell’Olmata, częstując nieznajomych przeradosnym BUONA PASQUA!

…i pełnia Księżyca, jak to na Wielkanoc bywa.

I wtedy już była dla nas Niedziela Zmartwychwstania, zaś ta najpiękniejsza w roku liturgia rozpoczęła się o 19.30. Już kilka minut po szesnastej wyczekiwałyśmy na Plazzo San Pietro, by – pomimo wcześniej zdobytych biletów – mieć pewność wejścia i możliwości zajęcia adekwatnego miejsca. Pragnęłyśmy być w miarę możliwości blisko ołtarza, by wyjść z turystycznego, rzymskiego szumu do godnej sacrum atmosfery modlitwy i dał Pan nam tę łaskę, że siedziałyśmy w bodajże ósmym rzędzie 🙂

Po Liturgii Pachalnej 🙂 Surrexit Christus!

Wystarczająco, by dostrzec mimikę papieża, gesty celebransa (którym nie był Franciszek) i radość katechumenów przyjmujących chrzest (a parę ich było!).

Mam nadzieję, że nie zabieram nikomu wydarzeń do opisywania (pozdrawiam Olę oraz jej wpis z soboty), ale na wszelki wypadek zgrabnie wycofam się z opisywania tego, co nieopisywalne w swym nieskończonym pięknie, czyli Liturgii Paschalnej, choć prawda ta ma odbicie w każdej Eucharystii. Już przed dwudziestą trzecią byłyśmy w domu i rozpoczęłyśmy świętowanie! Nie odbyło się bez picki oraz Siostrzanych przysmaków, którymi hojnie nas częstowały powróciwszy ze swych liturgii (weszłyśmy wspólnie do domu, pomimo że większość sióstr szła na dwudziestą bądź dwudziestą pierwszą, ups). Wszak kto by szedł spać, gdy tu taka wielka radość?! Gesù è vivo!

Ot, zwykłe Wielkanocne ciasta – np. z jajkami w skorupce.

Skosztowałyśmy parę Siostrzanych słodkości, ale też asertywnie odmówiłyśmy degustacji trunków PrZerÓżNYcH (jak zawsze na doświadczeniu misyjnym, a co!) i nie balowałyśmy zbyt długo, by mieć choć zalążek sił na kolejny dzień. A wstałyśmy ledwo się położywszy!

Bo już o szóstej maszerowałyśmy w towarzystwie sisek: Joyfull oraz Jairmary na plac! Może i taktycznej byłoby tam spać, a chyba tak właśnie niektórzy zrobili, bo od 6.40 stałyśmy w hiperkolejce, za kilkoma setkami osób!

Już na placu, godz. 7.30

Msza rozpoczęła się o 9.30. Przewodniczył FACET W BIELI, tj. Nasz Papież (i choć w pierwszym odruchu czytający mogą czuć się zdezorientowani, że przecież nasz papież od siedemnastu lat nie żyje, to głównym celebransem był nie Polak, a aktualnie sprawujący ten urząd, Jorge Bergoglio, zwierzchnik Kościoła).

Przy okazji podzielę się mą refleksją, iż niesamowicie zadziwia mnie różnorodność języków w trakcie jednej liturgii, analogicznie było w poprzednich celebracjach podczas Triduum. Nie mam tu na myśli jedynie modlitwy powszechnej odczytywanej po chińsku, portugalsku czy ukraińsku, czy czytania po angielsku, (drugiego po francusku), ni Ewangelii śpiewanej zarówno po łacinie jak i w języku starogreckim! (pierwszy raz słyszałam to drugie – όμορφα !) Potem homilii nie było, ale ja w ogóle nie do tego piję.

I think that è difficile się połapać wypowiadającym poszczególne słowa, bo niektóre są po włosku, niektóre po łacinie i te języki nieustannie się przeplatają. Jeśli ktoś z czytających ma wiedzę, z czego wynika ta dwujęzyczność w jednej liturgii, proszę o info. Ciekawość mnie zżera, a prawo kanoniczne milczy – przynajmniej w obszarze, w którym szukałam. A że w Watykanie są dwa języki urzędowe, wiadoma sprawa, ale czy to dlatego?

Po Eucharystii Papież chyżo wskoczył do swego bielutkiego niczym papamobile, by dać uśmiech spragnionym tego tłumom, niesamowicie licznym. Wszak pierwszy raz po trzech latach zgromadzić się można tu było tak licznie w Wielkanocny Poranek!

Tym razem bez selfiaków

O dwunastej wybrzmiał Anioł Pański, któremu towarzyszyła katecheza nawołująca do pokoju. Całość zwieńczyło błogosławieństwo Urbi et Orbi (miastu i światu). A jak już jesteśmy przy ważnych błogosławieństwach, rocznicach czy po prostu transmisjach to z serii: czy wiesz, że… w Niedzielę Wielkanocną 17.04 wypadła 95 rocznica pierwszej transmisji Mszy Świętej na świecie?

Była to analogicznie Msza Zmartwychwstania, Msza puszczona za pośrednictwem technologii (wówczas: radio) podczas ponttyfikatu Papieża Piusa XI i za jego zgodą. Niesamowite, jak w ciągu niecałego stulecia sprawa się stechnologizowała, radio zarchiwizowało, a świat przyspieszył [zaś sacrum włożono w świecący prostokąt.]

Również 95 lat temu, aczkolwiek akurat w Wielką Sobotę, na świat w pewnym bawarskim domku przyszedł nijaki Joseph Ratzinger. Przy okazji pozdrawiam pewnego Rudego Czytelnika, którego chrzest również przyporządkowany jest dacie Wielkiej Soboty, o ile się odbył ;))

Zaś kolejna ciekawostka: błogosławieństwo Urbi et Orbi nie odbywa się jedynie w Wielkanoc oraz Boże Narodzenie, ale również przy nowym konklawe. ciekawe, co będzie następne.

Ale może na dział Wikiania poświęcę inną przestrzeń w internecie, a teraz powrócę do ostatniej niedzieli. W ogóle dzisiaj opisuję wczoraj, a wrzucone to zostanie zapewne jutro – cóż za rozpiętość!

Ale życie tu mamy naprawdę szybkie, a blog – choć cudowny – obcina dobę niezmiernie.

Z siostrami Joyfull oraz Jarimary nawet przeciskanie się przez wuchtę wiary było nasycone wielkanocną radością! Świadome spóźnienia na obiad wielkanocny, pognałyśmy na metro i już parę(naście) minut po trzynastej zasiadłyśmy do stołu. Bo we Włoszech nie ma tradycji śniadań wielkanocnych, a rodziny (także te zakonne:)) gromadzą się przy posiłku obiadowym.

Trudno mi opisać wszystkie te niebywałe smaki, wszak pochodziły one autentycznie z całego świata – jak to na międzynarodowe zgromadzenie przystało! Oto mój talerz: dostrzec można choćby główki ryb po portugalsku, podsmażany na wytrwanie banan indyjski, pieczony baranek po włosku z ziemniakami (nie pyrami, te miejsce miały następnego dnia SPOILER), tapioka z indyjskim mięsem, wietnamski ryż z warzywami, et cetera, et cetera. Polskim akcentem były pisanki, do których powstania dość się przyczyniłyśmy, ale o tym w sobotnim wpisie.

Po obiedzie szybka siesta, którą sfiniszowałyśmy typowym dla Świąt seansem filmowym, którego akcja dzieje się na znanych nam teranach rzymskich i watykańskich. Film pobrałyśmy jednego z pierwszych dni doświadczenia, ale naprawdę wcześniej nie było czasu obejrzeć! I w sumie teraz też tego czasu zabrakło, bo ledwo zaparzyłyśmy kawusię, złączyłyśmy łóżka, odpaliłyśmy laptop i rozbiłyśmy słodycze*, a już dwie z nas pognały złożyć przez kamerkę życzenia swym rodzinom (jedna zrobiła to wcześniej, a jeszcze jedna nie potrzebowała w tym celu ekranu! czytajcie, a się dowiecie)

https://drive.google.com/file/d/1YAQb2AnCSRnaA-I-LNB-tz3gPhb4q0PS/view?usp=sharing

W W międzyczasie do pozostałych dwóch z nas przybyła Siostra Assunta i wśród luźnych pogawędek dużo zaczęła nam opowiadać o Ugandzie! Zainspirowane i zafamiliowane usiadłyśmy po dłuższym czasie do filmu, ale ledwo zaczęła się akcja, wybiła osiemnasta i zapauzowałyśmy produkcję, a powitałyśmy Siostrę Kingę, z którą nie dokończyłyśmy poprzedniej pogawędki!

I jej się chyba nie da dokończyć, bo choć w ciekawe opowieści zasłuchiwałyśmy się przez kolejne bite cztery godziny, to nie dotarłyśmy nawet do połowy pokazu slajdów przygotowanych przez Siskę! Bo Siostra Kinga przed wystąpieniem do zakonu spędziła trzy lata w Togo jako świecka misjonarka!

Już wiemy, dlaczego w Afryce trzeba przyjmować dary w dwie ręce, a także jakie miejsce ciała musi priorytetowo zakrywać kobieta w Kogo. Nie są to ani kostki, ani biust, ani żadna z „pilnowanych” w naszym kręgu części ciała! Jeśli ktoś ma pomysły, o cóż może chodzić, podzielcie się w komentarzach!

W międzyczasie przybyła do nas Siostra Assunta z pysznymi ciastami, ciastkami oraz… szaszłykami! Kolejna wielkanocna ciekawostka kulturowa!

Przysiadły się również do nas Siostry Kasi! i nie jest to nazwa kolejnego napotkanego przez nas zakonu, a rodzinka naszej kochanej Kateriny. Serdecznie pozdrawiamy bukowian przybyłych na Święta Wielkanocne do Wiecznego Miasta!

Serdecznie pozdrawiamy Marysię i Madzię 🙂

W międzyczasie złożyliśmy sobie życzenia z Padrem, na kamerce poopowiadałyśmy o Triduum i o naszych przeżyciach tych dni [o tym, o czym niektórzy wciąż nie napisali @dziewczęta reaction]. Biskup Szymon zapytał też o brwi Siostry Kingi, na co ona enigmatycznie oznajmiła, że nie ma już śladu, a Siostra Assunta na pytanie, czy jesteśmy grzeczne, wymijająco stwierdziła, że SIĘ STARAMY.

Ale, ale! Wracając do opowieści Siostry Kingi, to było niezmiernie INSPIRUJĄCO, choć oczka co niektórych mocno się już kleiły, a źrenice latały na wszystkie strony. Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy zakończyłyśmy to ponadprogramowe (niezapisane w kalendarzu rocznym AKM-u) spotkanie z misjonarzem.

Dziękujemy wszystkim napotkanym osobom (również wirtualnie!) za ubarwienie tej niepowtarzalnej Wielkanocy, życzymy Naszym Kochanym Czytelnikom dostrzegania cudów, którymi Zmartwychwstały nieustannie obdarza!

BONA PASQUA!

Ania nie Anna. dla Bliskich Anulka


*We Włoszech panuje tradycja wielkich jajek czekoladowych, których rozbijanie jest wielkanocnym rytuałem rodzinnym. Ola, jak na głowę rodziny przystało (albo Matkę Przełożoną, a może Przyłożoną?) rozłupała i naszą symboliczną słodkość (i to nie była moja głowa, he, he;))

One thought on “21. Jam Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *