2. Primo!

Obudziły nas włoskie promienie słońca, które z figlarną nadzieją na piękny dzień zaczepiały nasze zamknięte, spowite włoskim snem powieki. [No, przynajmniej Emilkę i Anię śpiące na górze, ale asertywność słońca na niewiele się zdała, bo perswazja miękkiej, z miłością uszykowanej dla nas przez Siostrę Jolę kołdry też miała niepodważalne argumenty, by jej nie opuszczać]. Do dyskusji przyłączyła się jednak (nie)znana woń napoju parzonego w gigantycznej kawiarce oraz pachnące bułeczki i chleb, którego włoskiej nazwy nie umiem powtórzyć, ale podniebienie zapamiętało, co najistotniejsze.

segretariato missioni 🙂

Dziewczyny lekko mnie przynaglają, CZAS JEST BLISKI, więc wyznam li jedynie, że całe przedpołudnie nosiłyśmy kartony książek, które potem segregowałyśmy i nauczyłyśmy się też obsługi profesjonalnego programu bibliotecznego, z którego korzystają Siostry Klawerianki. Generalnie pełną parą zaczęłyśmy pracę w misyjnym sekretariacie!

Ola znalazła afrykański podręcznik, jak prowadzić biuro misyjne i nim zarządzać. Przypadek?
Anulka odkryła podręcznik do DiDS-u, wyprodukowany ćwierć wieku przez zaistnieniem tego zabawnego kierunku.

A w pokojach czekała na nas kolejna smaczna niespodzianka, bo przed obiadem (z radością rozpłynęłabym się nad każdym daniem z osobna, ale to może w razie ewentualności kulinarnego profilu;)) siostra podrzuciła nam świeże pomidory i ogórki. Kochane one są, vol. 213.

Ziemniaki, tuńczyk, sałata i najpyszniejsza kapusta w życiu (Ani;))


W czasie siesty miałyśmy okazję nawiedzić ogród i nie możemy wyjść z podziwu nad wspaniałościami natury szykownymi dla nas nieustannie przez Boga. Spoiler art: w Rzymie już nie ma przedwiośnia, to wiosna oddycha pełnią swej świeżości i nadziei! Rzymianie i Rzymianki traktują jednakże dwadzieścia parę stopni (nawet w połączeniu z pełnym słońcem!) jako pojedynczy uśmiech zimy, w związku z czym czułyśmy się dość alternatywnie zdejmując kurtki i wszelkie bluzy, z podziwem uśmiechając się do sióstr spacerujących obok w grubych rajstopach i polarach pod kurtkami.

Ola się nawet opalała!
Kawusia we Włoszech smakuje zupełnie inaczej


Z racji pierwszego dnia doświadczenia, sporo czasu spędziłyśmy również na rysowaniu z siostrami konturów najbliższej przyszłości, poznałyśmy też dużą część włoskich klawerianek  <3 I choć fotek nie uczyniłyśmy, jeszcze to nadrobimy!

były też lody pistacjowe, które się mówi po włosku przez K
Basilica Papale di Santa Maria Maggiore


Pędzę, pędzę, więc jedynie wspomnę, że parę godzin zabrał nam spacer ukazujący PRZERÓŻNE zakątki Rzymu, pozwalający na chwilę zmierzy się z wiecznością, w której nie zanurzamy się w tym życiu naprawdę oprócz tego jednego momentu, który i dziś był zwieńczeniem – Eucharystii. Uczestniczyłyśmy w Uczcie sprawowanej po włosku, w Bazylice Sacta Maria Maggiore. I choć działo się wiele dobrego, pięknego, ładnego i ważnego, a dzień ten sprawiał wrażenie tygodnia, nic nad to wydarzenie spotkać nas nie mogło, więc teraz kierujemy się ku spoczynkowi, by i jutro stawiać nieśmiałe (i nadal pierwsze) kroki po Wiecznym Mieście.

na żywo nieporównywalnie piękniej


I będą opiewać drogi Pana: „Zaprawdę, chwała Pana jest wielka!” Zaprawdę, Pan jest wzniosły.
Z hymnu dzisiejszych nieszpór śpiewanych na dachu domu Sióstr Klawerianek z widokiem na Rzymskie szczyty, drzewa, łzy i tęsknoty.

znowu Ania, ale przypadkowo, więc spokojnie – jutro i pojutrze, i popojutrze już pewnie mnie tu nie będzie

One thought on “2. Primo!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *