Obudziły nas włoskie promienie słońca, które z figlarną nadzieją na piękny dzień zaczepiały nasze zamknięte, spowite włoskim snem powieki. [No, przynajmniej Emilkę i Anię śpiące na górze, ale asertywność słońca na niewiele się zdała, bo perswazja miękkiej, z miłością uszykowanej dla nas przez Siostrę Jolę kołdry też miała niepodważalne argumenty, by jej nie opuszczać]. Do dyskusji przyłączyła się jednak (nie)znana woń napoju parzonego w gigantycznej kawiarce oraz pachnące bułeczki i chleb, którego włoskiej nazwy nie umiem powtórzyć, ale podniebienie zapamiętało, co najistotniejsze.

Dziewczyny lekko mnie przynaglają, CZAS JEST BLISKI, więc wyznam li jedynie, że całe przedpołudnie nosiłyśmy kartony książek, które potem segregowałyśmy i nauczyłyśmy się też obsługi profesjonalnego programu bibliotecznego, z którego korzystają Siostry Klawerianki. Generalnie pełną parą zaczęłyśmy pracę w misyjnym sekretariacie!


A w pokojach czekała na nas kolejna smaczna niespodzianka, bo przed obiadem (z radością rozpłynęłabym się nad każdym daniem z osobna, ale to może w razie ewentualności kulinarnego profilu;)) siostra podrzuciła nam świeże pomidory i ogórki. Kochane one są, vol. 213.

W czasie siesty miałyśmy okazję nawiedzić ogród i nie możemy wyjść z podziwu nad wspaniałościami natury szykownymi dla nas nieustannie przez Boga. Spoiler art: w Rzymie już nie ma przedwiośnia, to wiosna oddycha pełnią swej świeżości i nadziei! Rzymianie i Rzymianki traktują jednakże dwadzieścia parę stopni (nawet w połączeniu z pełnym słońcem!) jako pojedynczy uśmiech zimy, w związku z czym czułyśmy się dość alternatywnie zdejmując kurtki i wszelkie bluzy, z podziwem uśmiechając się do sióstr spacerujących obok w grubych rajstopach i polarach pod kurtkami.


Z racji pierwszego dnia doświadczenia, sporo czasu spędziłyśmy również na rysowaniu z siostrami konturów najbliższej przyszłości, poznałyśmy też dużą część włoskich klawerianek <3 I choć fotek nie uczyniłyśmy, jeszcze to nadrobimy!


Pędzę, pędzę, więc jedynie wspomnę, że parę godzin zabrał nam spacer ukazujący PRZERÓŻNE zakątki Rzymu, pozwalający na chwilę zmierzy się z wiecznością, w której nie zanurzamy się w tym życiu naprawdę oprócz tego jednego momentu, który i dziś był zwieńczeniem – Eucharystii. Uczestniczyłyśmy w Uczcie sprawowanej po włosku, w Bazylice Sacta Maria Maggiore. I choć działo się wiele dobrego, pięknego, ładnego i ważnego, a dzień ten sprawiał wrażenie tygodnia, nic nad to wydarzenie spotkać nas nie mogło, więc teraz kierujemy się ku spoczynkowi, by i jutro stawiać nieśmiałe (i nadal pierwsze) kroki po Wiecznym Mieście.

I będą opiewać drogi Pana: „Zaprawdę, chwała Pana jest wielka!” Zaprawdę, Pan jest wzniosły.
Z hymnu dzisiejszych nieszpór śpiewanych na dachu domu Sióstr Klawerianek z widokiem na Rzymskie szczyty, drzewa, łzy i tęsknoty.
znowu Ania, ale przypadkowo, więc spokojnie – jutro i pojutrze, i popojutrze już pewnie mnie tu nie będzie
Eee no tak to można żyć 😀 Pozdrawiam 🙂